Opowiadanie się podoba? Dołącz do obserwatorów! Zjedź na sam dół strony i kliknij ,, Dołącz do tej witryny " !

czwartek, 29 listopada 2012

Przyjaźń Nigdy Nie Umiera - Cz.18

Inez otworzyła oczy. Nie wiedziała co się dzieje, czy Delgado nadal gdzieś stoi. Pierwsze co zrobiła, to wzięła głęboki oddech. Nie czuła odoru. Nie czuła spalenizny. Rozejrzała się obok siebie. Leżała tuż obok jej towarzyszka, Indali. Leżała bez ruchu, jednak oddychała. Odetchnęła z ulgą. Z każdym oddechem bolało ją gardło i płuca - miała je bardzo podrażnione. Jej oddech już nie był cichy jak wcześniej - Dyszała głośno, mimo, ze nie chciała. Ciągle patrzyła na Indali.
- Hej, Indali.. - Wycharczała. Jej głos ją przeraził. Był taki... Szorstki. Odchrząknęła - Indali.. - Już lepiej. Był znów delikatny, jak kiedyś. Druga wadera otworzyła ślepia. Gdy Indali zobaczyła swoją przyjaciółkę, podniosła łeb błyskawicznie, i polizała ją w nos.
- Żyjesz... Przeżyłaś... - Powtarzała szczęśliwa.
- No, przeżyłam. Ale chyba niewiele brakowało... - Zaskomlała Inez.
- O matko... - Szepnęła Indali. Inez podniosła łeb, spoglądając na przyjaciółkę. Wpatrywała się na coś, co było za Inez. Wadera więc szybko odwróciła głowę. Zobaczyła, że polanka na której były oraz drzewa na niej, są doszczętnie spalone. Mimo, że była zima, śniegu po łapy, wszystko dookoła było czarne, a po śniegu ani śladu. Nawet one leżały na spalonej trawie, które tkwiła pod warstwą śniegu - Co on zrobił...
- Zniszczył taką ładną polane.. Prawie nas zabił.. Straszył nas, i nawiedza... Przesadza już! - Powiedziała zezłoszczona Inez podnosząc się powoli.
- To było dopiero ostrzeżenie...
- Ostrzeżenie? Super. Ciekawe co czeka nas za tydzień.
- Dlatego nie będziemy zwlekać. Idziemy szukać.
- Ale czego?! Nie wiemy nic kompletnie o tym dniu, w którym wybuchł pożar. Nic...! - Krzyczała Inez.
- Czegokolwiek! Jeżeli nic nie będziemy robić, zabije nas... - Indali poczuła się bezsilnie. Wiedziała, że wiele zdziałać nie mogą, ale wiedziała też, że jeżeli nie zaczną robić cokolwiek, basior zabije je obydwie. - Robimy tak: Ruszymy w głąb lasu. Będziemy pytać różne watahy, szukać u innych pomocy. Może ktoś z nich coś wie.
Po Inez wyraźnie było widać, że nie jest zachwycona tym pomysłem.
- Inez... Nie mamy wyboru... - Powiedziała Indali, spoglądając w malinowe oczy przyjaciółki.
- Wiem. - Uśmiechnęła się - Trzeba się pozbierać. Zostawić to za sobą, i zrobić to, to trzeba. Odnajdziemy winowajce, który musi być gdzieś w tym lesie, skoro on nam każe go szukać, a potem założymy razem z Tristanem i Saku watahę, prawda? - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jasne. - Odwzajemniła uśmiech Indali. Wadery ruszyły powoli przed siebie, z uśmiechami na pysku - I będziemy się częściej myć.
- Huh... To jest pewne! - Zaczęły się śmiać.

Wadery szły wolnym, spokojnym krokiem, przez całą drogę rozmawiając i się śmiejąc.
- Szkoda, że musiałyśmy zostawić Tristana i Saku - Powiedziała Inez. Znów za nimi zatęskniła.
- No, szkoda... Polubiłam Saku...
- A Tristana? - Zapytała cicho Inez, jakby nie chciała, by Indali słyszała jej pytanie.
- Oh, Inez, Inez... Nie możesz sobie znaleźć innego basiora? Mądrzejszego? Rozsądniejszego? Który cię nie zostawi, gdy go najbardziej potrzebujesz...?
- Nie, nie mog... Mogłabym, ale go lubię. Tak jak ty lubisz Saku.
- Ale ja traktuję Saku jak przyjaciela. Nie chcę z nim tworzyć związku... - Mówiła spokojnie. - Chyba...
- No widzisz. Po raz pierwszy ktoś patrzył na mnie, tak jak Tristan. Pokazał mi wspaniałe miejsce, w którym spędziłam z nim wspaniałe chwile... Chciałabym z nim stworzyć stado. Takie prawdziwe.
- Zapomniałaś, że miałyśmy żyć same, na własną łapę? Wiesz.. Takie.. Dwie wilczyce, odważne i żyjące na przekór całemu światu! - Zaczęła się wygłupiać. - W końcu Indianie nas na takie wychowali. No dobra, tej odważnej cechy u ciebie nie wykształcili...
Inez spojrzała na nią krzywo.
- Eeej! - Szturchnęła ją. - Jestem odważna. - Powiedziała dumnie.
- Indali, idzie Delgado, nie chcę tutaj tak sama.. - Naśmiewała się żartobliwie z przyjaciółki Indali - Robi się chło..
- Dobra, daj spokój. - Zwiesiła łeb - Czasami ma się te chwile słabości...
- Dobra, dobra. Nie tłumacz się, Tridin. - Inez spojrzała na nią zaskoczona.
- Skąd ty...
- Samana tak do Ciebie powiedziała. Skąd to imię, w ogóle? Nie byłaś od zawsze Inez? - Uśmiechnęła się zadziornie, szturchając waderę.
- Nie, wyobraź sobie, że nie. - Powiedziała dumnie. - Rodzice mnie tak nazywali... Ale po odejściu, Indianie nadali mi nowe imię.
- No, Indianie mają gust. - Inez się zatrzymała.
- Ej, jakiś problem? Nie podoba Ci się moje imię?!
- Nie, nie! Nie to mi chodzi... - Ruszyły dalej - Wiesz... Dobrali imię idealne do Ciebie.
- Toka też nie jest złe. W ogóle... Ty jesteś Toka, czy Indali?
- Imię od Indian, od mojego plemienia, to Indali. Jednak miałam humorki, i napadałam na inne wioski. Między innymi na twoje - Uśmiechnęła się pokazując zęby - A za te napaści, porwania i " Krwawe walki ", z których zawsze wychodziłam jako ta lepsza, dostałam nazwę Toka. Może i wzbudzałam u niektórych Indian strach i urazę, ale nie przeszkadza mi to. Pasuje do mojego charakteru.
- Taaak, bardzo! - Zaśmiała się. - Moi Indianie ci nie wybaczą, że mnie teraz im porwałaś! Haha. - Zaczęła żartować.
- Śmiej się, śmiej. Gorzej, jak cię zjem! - Wadera szturchnęła przyjaciółkę tak, że zaskoczona spadła do rzeki, płynącej obok. - Albo najpierw cię przypadkiem utopię... Chodź tu! - Ruszyła w stronę przyjaciółki, pomagając jej wyjść z wody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Odciśnij ślad swojej łapy, zostawiając komentarz!